Waldemar Bartosz

„Po nas choćby potop” – to powiedzenie przypisywane jest Madame de Pompadour – metresie króla Francji – Ludwika XV, która ponoć marnotrawiła pieniądze państwowe na huczne zabawy i ogólnie mówiąc – była rozrzutna.

Jeżeli tak rzeczywiście było, to tę damę można określić jako pionierkę takiej postawy życiowej. Kiedy bowiem patrzymy na doniesienia o milionach dolarów i innych walut schowanych w obudowie mebli i jednocześnie dowiadujemy się, że człowiek – ówczesny minister, nie jest skazany, bo sąd umorzył postępowanie, to otwiera się scyzoryk w kieszeni. Po nas choćby potop – dojenie kasy państwowej przyjmuje czasami tragikomiczne sytuacje.

Na przykład taki, jak się okazuje już były, wiceminister spraw zagranicznych, wyjeździł na koszt Sejmu tysiące kilometrów. Problem jest w tym, że ów pan nie posiada prawa jazdy, ani też własnego samochodu.

Patrząc jeszcze bardziej szeroko, ujawniają nam się szersze horyzonty. Jak wiadomo pieniądze z Krajowego Programu Odbudowy (KPO) miały iść na odbudowę gospodarki po covidzie. Oczekiwano, że zasilą innowacje, wesprą sztuczną inteligencję, nowoczesną technologię, ochronę zdrowia, edukację. Tymczasem dowiedzieliśmy się, że w kraju, który ma tysiące firm, pieniądze z KPO trafią do rodzin dobrze ustawionych, najczęściej związanych z obecnie rządzącymi. Żaglówki, hotele Spa a nawet domy cielesnych uciech stały się przedmiotem publicznych kpin. Tyle, że kpiny te będą nas kosztować. KPO nie jest darowizną, jest przede wszystkim pożyczką, którą my a nawet nasze dzieci i wnuczki muszą spłacić. Chciałoby się powiedzieć – kto bogatemu zabroni. Tyle, że to bogactwo pochodzi z naszych pieniędzy.

Jednak Madame Pompadour wyprzedziła epokę.