Waldemar Bartosz
„Żółte związki” – tak nazywa się organizacje związkowe funkcjonujące, czy też tworzone często z inspiracji pracodawcy, których głównym celem jest blokowanie działalności reprezentatywnej organizacji związkowej. Tak zwany „żółty związek” to taki, który częściej staje po stronie pracodawcy niż pracownika. Powstaje on z inicjatywy pracodawcy tylko po to, aby osłabić działalność autentycznych, czyli oddolnych – pracowniczych organizacji związkowych, czy też jedynego związku zawodowego założonego i działającego na terenie zakładu pracy tylko po to, aby nie można było przedstawić wspólnego stanowiska w sprawie wprowadzenia czy zmian do regulaminu wynagradzania lub premiowania. Taki „żółty związek” potrafi zburzyć jedność środowiska związkowego, np. podczas negocjacji płacowych i tym samym umożliwić pracodawcy samodzielne wprowadzenie zmian do tych regulaminów lub uzgodnienia ich treści ze związkami zawodowymi. Formalnie na tego typu „związek” nie ma bata w postaci instytucjonalnej (np. PIP) lub formalnej. Pocieszające jest jedynie to, że wcześniej czy później pracownicy jasno odczytują ten mechanizm i przy nadarzającej się okazji „związek” ów znika. W naszym regionie przeżyliśmy kilka takich sytuacji i z dzisiejszego punktu widzenia jest to już tylko historia. Nie oznacza to jednak, że zjawisko takie nie może się pojawiać. Zazwyczaj tak się dzieje jeśli pracodawcę cechuje ignorancja i brak empatii.
Obecnie mamy nawet taki przykład i to w instytucji zaufania publicznego, która powinna dbać o swój wizerunek. Pracodawca posługujący się pracownikami jako narzędziami do realizacji własnych celów traci publiczne zaufanie.
W ten sposób „żółte związki” są bronią, która ostatecznie uderza w inspiratora takiej inicjatywy.