Anna Błachucka
Cieplutkie domy poniżone wojną
kaszlą gruzami, dymem oddychając.
Kona w konwulsjach ich dachów dostojność
krzywy kręgosłup schodów odsłaniając.
Okna z ram wyszły, drzwi zęby straciły,
a puste garnki z pragnienia konają,
ostatnim tchnieniem bateryjnej siły
komórki jęcząc, o pomoc wołają.
Pękają serca melodiom wolności,
kolejna nuta na moment zamiera,
człowiek znów wiarą dom nadziei mości,
jedyną bronią która nie umiera.
Czy czas pozwoli zaleczyć tę ranę,
przywrócić spokój i ufność w poranek?