Waldemar Bartosz
Lipiec jest miesiącem wakacyjnym i większość z nas myśli raczej o odpoczynku, nie chcąc zamartwiać się problemami. Bez względu na to, czy zepchniemy owe problemy na tył swojej głowy, czy zajmiemy się ciekawymi pejzażami oglądanymi na urlopie, to zegar problemów tyka nieustannie. Ważniejsze media donoszą o niepokojących zjawiskach. Wszystkie one zwiastują pogorszenie się sytuacji. Pierwsze z brzegu – Unia Europejska bada nadmierny deficyt naszego kraju. W 2023r. deficyt sektora finansów publicznych Polski sięgnął 173,8 mld zł, co stanowi 5,1% PKB. Kotwicą graniczną dla Unii jest 3% deficytu. Dla porównania w 2022r. deficyt ów wynosił 3,4% PKB. Na dodatek 17 czerwca bieżącego roku Ministerstwo Finansów podało, że w okresie styczeń – maj 2024r. deficyt budżetu państwa wyniósł 53,1 mld zł. Te dwie dane jasno pokazują, że władze Unii Europejskiej nakażą korekty w wydatkach, czyli cięcia. Czeka więc nas znowu zaciskanie pasa. Oznacza to cięcia budżetowe, jakie, tego jeszcze nie wiemy. Dotychczasowa praktyka pokazuje, że zazwyczaj cięcia te dotyczyły sfery socjalnej i tzw. restrukturyzacji zatrudnienia. Jest to czerwone światełko dla związków zawodowych aby kolejny raz pracownicy nie stali się ofiarami tych finansowych operacji.
Na dodatek tzw. Zielony Ład nakłada na przedsiębiorstwa kolejne obciążenia, swoiste podatki za tzw. ślad węglowy. Odbija się to na cenie produktów, które stają się droższe a więc mniej konkurencyjne. Niestety, pierwsze objawy tego zjawiska są widoczne.
Portal internetowy Business Insider w maju bieżącego roku pisał, że „upadłości firm przybyło. Trudne warunki biznesowe odciskają piętno”. W pierwszych pięciu miesiącach 2024r. upadłość ogłosiło 9 184 podmiotów. Centralny Ośrodek Informacji Gospodarczej donosi, że liczba bankructw nieustannie rośnie. W obrębie województwa świętokrzyskiego obserwujemy pogorszenie sytuacji ekonomicznej kilku istotnych przedsiębiorstw. Nie ma jeszcze informacji o zamiarach zwolnień grupowych, ale trzeba wcześniej bić na alarm. Również dlatego, bo krajowy wzrost gospodarczy oparty jest przede wszystkim na tzw. spożyciu zbiorowym, czyli sile naszego pieniądza przeznaczonego na zakup polskich produktów. Spadek zatrudnienia, spadek wzrostu dochodów pracowników nieuchronnie powoduje zmniejszenie zakupów. To zaś prowadzi do zmniejszenia produkcji. Takie negatywne sprzężenie zwrotne jest złem. Trzeba uniknąć takiego stanu.