Waldemar Bartosz
Termin „polityka” od dziesięcioleci posiada negatywne konotacje. W czasach PRL-u, rodzicielskie pouczenie – „nie zajmuj się polityką” było nawet zrozumiałe. Za takie działanie groziło nawet więzienie a co najmniej kłopoty w pracy czy na uczelni. Lęk przed samodzielnym myśleniem a w konsekwencji działanie był wręcz powszechny. Listy obecności na tzw. pochodach pierwszomajowych, zmuszanie do tzw. czynów społecznych – to były metody swoistej tresury społeczeństwa i „nie zajmowania się polityką”. Niestety, tresura taka przynosiła owoce. Świadczyły o niej rekordowe frekwencje w tzw. „wyborach”. Oczywiście owe „wybory” polegały na tym, że można było wybrać każdy kolor, pod warunkiem żeby był czerwony. Niestety, ta w sumie niewolnicza mentalność została przeniesiona do dzisiejszych czasów.
„Polityka” nadal jest zastrzeżona dla niektórych – tak jak w PRL-u. Wielu, również działaczy związkowych z wyprzedzeniem głosi, że nie zajmuje się polityką. Nadal również stosowany jest zarzut: „to jest polityczne”, w domyśle – złe i niestosowne. Ostatnio nawet w jednym ze stanowisk wyczytać można było oświadczenie, że „nie zajmujemy się polityką”. Nadal więc polityka jest czymś złym, godnym potępienia i odżegnania. Oczywiście, polityka może być zła, ale nie dlatego, że taka jest jej natura, lecz dlatego, że uprawiający ją w swym działaniu zohydzają ją. Polityka jest narzędziem, podobnie jak ostry nóż stołowy – można nim zabić, ale przede wszystkim służy do krojenia chleba.
Ważne jest przede wszystkim, jak zdefiniujemy termin „polityka”. Jeśli w opisie wybrzmi, że jest brudna, nieetyczna, gwałcąca prawa człowieka – to oczywiście nikt nie chce z czymś takim cokolwiek do czynienia. To tak jakby opisać nóż jako ostre narzędzie służące do zabijania, okaleczenia, robienia złych rzeczy.
Tymczasem klasyczna definicja polityki, przyjęta już w starożytności, kontynuowana przez klasyków, jak choćby przez Arystotelesa, św. Tomasza z Akwinu, Karola Wojtyłę jest zupełnie inna i przestawia z głowy na nogi rozumienie polityki. Powszechna Encyklopedia Filozofii definiuje politykę jako roztropną realizację dobra wspólnego. Wywodzi się ten termin od greckiego słowa „polidzein”, do znaczy „budować miasto” o obrębie murów (polis). Budować, aby rozwijać społeczność miejską zorganizowaną wokół tradycji, obyczajów i przyjętych praw. Dzięki temu człowiek staje się członkiem tej społeczności. Później na oznaczenie życia społeczności miasta użyto wyrażeń „res publica” albo „civitas”.
Wniosek nasuwa się oczywisty – jeśli chcemy budować ową res publica lub civitas nie zrobimy tego bez tak rozumianej polityki. Obywatelskość to nic przecież innego jak branie odpowiedzialności za owe civitas (miasto, państwo, ojczyzna).
Nie obawiajmy się polityki, pod warunkiem, że będzie to roztropne działanie dla dobra wspólnego (pro publico bono).