Waldemar Bartosz
Wyborcze fajerwerki przygasają. Radość z wygranej miesza się ze smutkiem przegranych. Taki obraz po każdej bitwie to nic nowego. Demokracja charakteryzuje się dosadnym stwierdzeniem: „jak sobie pościeliłeś, tak się wyśpisz”. Wybraliśmy i skutki tych wyborów będziemy odczuwać na swej skórze – dobrze, albo nie całkiem dobrze. Wyzwania na najbliższy czas są bowiem poważne i trudno wyczuć, czy wybrani politycy, działacze, samorządowcy zdają sobie z tego sprawę.
Część rządu, przed którym przede wszystkim stoją zadania prorozwojowe, po prostu po kilku miesiącach dezerteruje i kieruje się w stronę Brukseli. Część nowo wybranych samorządowców chce realizować zapowiedziane plany, m.in. planuje budowę nowych dróg. Niestety, nie będzie to możliwe w obecnej perspektywie finansowej Unii Europejskiej. Urzędnicy unijni nie przewidują żadnych środków na budowę dróg w Polsce. Owszem, planuje duże inwestycje na kolei, ale to nie ta technologia i nie te możliwości. Jednocześnie nowo wybrany rząd chłodno patrzy na duże inwestycje planowane przez rząd poprzedni. Chodzi tu o Centralny Port Komunikacyjny, elektrownię atomową, port kontenerowy. Jak wiadomo, inwestycje takie są kołem zamachowym dla gospodarki, dla rozwoje, dla tworzenia nowych miejsc pracy.
Tymczasem już teraz widać symptomy kryzysu. Zgłoszone w całym kraju zapowiedzi zwolnień grupowych idą jednostkowo w setki. Według Głównego Urzędu Statystycznego w marcu br. produkcja przemysłowa spadła o 6%, przy założeniu, że wzrośnie o 1,5%, w budownictwie notuje się 13% spadku. Według Dziennika Gazeta Prawna w 2023r. wielkie firmy państwowe: PGE, KGHM, Grupa Azoty notowały co najmniej 3 mld strat netto.
Póki co nie odbija się to jeszcze na statystykach dotyczących wzrostu bezrobocia i na poziomie płac. Ten zarysowany obraz budzi jednak niepokój i powinien obudzić rządzących, zarówno tych w stolicy jak i tych z poziomu samorządowego.
Czas już na zakończenie igrzysk i rozpoczęcie poważnej pracy dla kraju.