Waldemar Bartosz
Łamanie się opłatkiem jest typowo polską tradycją. Trudno sobie wyobrazić spotkanie wigilijne bez połamania się opłatkiem. Tak jest od pokoleń, zarówno w przestrzeni prywatnej a od lat 90-tych XX wieku również w tradycji publicznej. Spotkania opłatkowe, które rozpoczynają się od okresu adwentu, praktycznie kończą się nawet po święcie Trzech Króli. W nowej Polsce praktykę tę zapoczątkował NSZZ „Solidarność” i następnie przeszła ona na wszystkie niemal instytucje i organizacje. Jedynym wyjątkiem jest dzień 13 grudnia, rocznica wprowadzenia stanu wojennego – dzień smutku i żałoby. Co prawda, w jednej z dużych fabryk tego roku złamano tę zasadę i galowo świętowano. Niestety.
Pomijając takie wyjątki, opłatek i dzielenie się nim ma swoje wielowymiarowe znaczenie. Sama nazwa „opłatek”, jak twierdzą znawcy, pochodzi od łacińskiego słowa „oblata” i oznacza „dar ofiarny”. Nawiązuje w sposób oczywisty do chleba eucharystycznego – chleba przaśnego, bez zakwasu. Zakwas, również ten międzyludzki powinniśmy wówczas izolować. Stąd też życzenia składane przy takim chlebie bez zakwasu, powinny był złożone bez zawiści, bez zazdrości – po prostu bez zakwasu.
Jak twierdzą historycy, zwyczaj łamania się opłatkiem w wieczór wigilijny znany był w Polsce już w XVIII wieku i najpierw przyjął się wśród szlachty. Zwyczaj ten zastąpił dzielenie się poświęconym chlebem. Stąd też opłatki wcześniej są poświęcone przez duchownych.
Tę naszą tradycję pielęgnują także chrześcijanie tradycji wschodniej – prawosławni i grekokatolicy. Oni łamią się prosforą, poświęconym, również przaśnym niewielkim chlebkiem. Prosfora, podobnie jak opłatek, służy do przemiany eucharystycznej.
Dla wielu ludzi zwyczaj łamania się opłatkiem jest także symbolem dzielenia się chlebem, a więc czymś, co jest niezbędne do życia.
Niech więc to dzielenie będące symbolem ofiarowania bliźniemu swoich dóbr będzie realną rzeczywistością – bliskości i solidarności międzyludzkiej.